na potrzeby chwili nazwijmy ten maj urlopem

ale czerwiec, ze względów estetycznych (tak gdzieś od 11-go) będzie wypełniony! tymczasem obrazkowa zapowiedź nadchodzących atrakcji:

*nie robię testu, czy tęsknicie, mam za bardzo zszargane nerwy ;)
**oby piękna i urocza I***** też aktywnie działała w tym pierwszym letnim miesiącu!

cz.1 – czas (domniemanej) wojny

Zgodnie z zapowiedzią – trzyodcinkowy cykl o czasie wojny, pokoju oraz o czasie niezidentyfikowanym (tu zdradzę, że chyba będę szukać przyczyny w przewlekłym pms). Część pierwsza.  Partyzancko-zaczepna (ale bez brawury). Części następne, jak wiadomo po blondynkowym konkursie piękności, mogą nigdy nie powstać lub skończyć w notatniku. Jestem mało konsekwentna.

Śmiem równocześnie (oprócz domniemywania hipotetycznej wojny) domniemywać,  że za samo już używanie dziś i w najbliższych dniach publicznie i w google słowa „wojna” można spotkać się oko w oko z odpowiednimi służbami w służbie pewnemu przywódcy, jednakże zaryzykuję, bo ja w sumie nie o tym. Ja tylko o sytuacji wewnętrznej blogaska ;) (chociaż, tak rozsądnie patrząc, mogłabym brak notek wytłumaczyć brakiem zdjęć Igi w kolejnych miesiącach, przeszukałam, oprócz znanych nam już fotek w bluzce nie ma nic a nic bardziej „zaawansowanego”, co by nas – zgodnie z wynikami ankiety – zainteresowało).

Do rzeczy:
tło sytuacyjne: zimny kwiecień, deszcz i wiatr, pyły znad Islandii

analiza warunków koniecznych, wystarczających i wymyślonych w formie uproszczonego diagramu przyczynowo-skutkowego (hihihi więcej mądrych słów i terminów nie znam;)): powód →konflikt→ zerwanie stosunków dyplomatycznych→ oficjalne wypowiedzenie wojny przez jedną ze stron… no więc…

Czytaj dalej

A miało być (i przez chwilę nawet było) tak pięknie czyli o tym, że czasem lepiej żyć złudzeniami (choćby optycznymi)

Z powodów oczywistych (o których zaraz, gdy tylko skończy mi się swobodny słowotok) notka „o wyższości bezsensownych notek o niczym nad bezsensownymi notkami o przygnębieniu z nutą głębokiego egzystencjalizmu” dziś się nie ukaże, chociaż (gdyby biometr był bardziej korzystny) powinnam stanąć na wysokości zadania i obie długotytułowe notki połączyć, wszak jest pewien wspólny mianownik. A nawet dwa wspólne mianowniki, choć w tym wypadku ja bym wolała (na waszym, panowie, będąc miejscu), żeby te mianowniki były jednak licznikami, czyli żeby były po prostu na górze, ale to już każdy ma własne upodobania, więc się nie wtrącam. Chodziłoby bowiem o to, że „o niczym” (eufemizm), czyli właśnie o tym, jest znacznie ciekawiej, bardziej miękko (!niestety niedowiedzione empirycznie!) i z większą ekscytacją. No ale tylko wtedy, gdy blokujemy okropne! i jakże rozczarowujące! informacje płynące ze świata zewnętrznego. Lepiej żyć w błogiej nieświadomości, wtedy jest pięknie, a i świat dookoła jakiś taki bardziej satysfakcjonujący. Aż tu nagle włazi jakaś szara rzeczywistość (internet to zło) i szok, bo jeszcze wczoraj wszystko było prawdziwe, one były prawdziwe, a dziś…

Czytaj dalej

Naga prawda o Oscarach

Miała być, ponieważ nabrałam wielkiej ochoty, aby rozebrać (trochę) nominowane do Oscarów panie (niestety Linds nie została wyróżniona przez Akademię, nad czym wyjątkowo ubolewam), ale przypomniało mi się, że photoshop ma już przecież 20 lat (i że to strasznie dużo czasu na różne igraszki!) i w związku z tym naszła mnie taka refleksja, że nie warto ryzykować z tym rozbieraniem, bo Sandra Bullock raczej nie zagrała w licznych produkcjach z gatunku xxx, a takie właśnie fotki próbowała mi wcisnąć wyszukiwarka grafiki ;). Co „ona” tam na nich wyprawia, to nawet wy – słynący z tolerancji i bezpruderyjności – czytelnicy podczas oglądania moglibyście doznać niemałego wstrząsu! (Jeśli zdecydujemy się na utworzenie działu dla osób pełnoletnich i o mocnych nerwach, to wtedy ewentualnie je tam opublikuję;)) Bez ryzyka zaprezentować mogę jedynie Sandrę lekko pozakrywaną, a wy sami możecie stwierdzić, czy należy jej się Oscar! ;)

Sandra Bullock

Ze zrozumiałych chyba przyczyn nie rozbieram Meryl Streep ani Helen Mirren ani też Gabourey Sidibe (co do tej ostatniej to wierzcie mi na słowo!), a Carey Mulligan mi się jakoś nie podoba ;).

Jeśli zaś chodzi o panie z drugiego planu, to Penelope już rozbieraliśmy. No dobrze, jej nigdy za mało :)

Ale najbardziej chyba rozebrać warto piękną Verę (Annę, Maggie i Mo’Nique sobie darujemy):

Vera Farmiga

którą tak naprawdę lubimy… wiadomo za co (nie zwracajcie uwagi, po jakiemu oni mówią, to raczej nieistotne;))!

Mam nadzieję, że ta krótka i ograniczona przez działających w photoshopie grafików „w potrzebie” ;) prezentacja dorobku artystycznego pań pomoże wam dokonać wyboru i przyznać swojego własnego Oscara, byle szybko, byle wyprzedzić Akademię (bo I***** już i tak nie wyprzedzimy)!

My też lubimy Linds!

Dlatego zaprosiliśmy ją do świętowania z nami pierwszej stówki. Zrobiła dla nas nawet całą sesję!

Jeśli ktoś ma ochotę napisać jakiś reakcyjny limeryk w sprawie to zapraszamy, choć raczej [(z)goła] inne reakcje są przewidywane ;)

limeryk reakcyjny

Pewnego dnia blondynka z Brwinowa
w wiersze chciała pozamykać słowa.
Ostrzyli więc już pióra,
żeby z niej zrobić wióra,
lecz wrogów rozbolała aż głowa.