Archiwum autora: ta druga

5 (5.)

Z uwagi na fakt, iż nie wszyscy czytelnicy współtworzący tego bloga lubują się w koncertach (a jeślibym chciała w przyszłości pobierać drobne/słone opłaty za czytanie, to muszę przecież dbać o poprawność światopoglądową i zadowolenie;)), odpuszczę sobie rozwodzenie się nad charyzmą Nosowskiej i znakomitością nowych aranżacji, setlistą i publicznością, a za to wystosuję dwa ogólne niedzielne pokoncertowe zalecenia:

1. przeszukanie zasobów sieci w celu odnalezienia filmiku z wczorajszego wykonania „Wczesnej jesieni” (może ktoś o wysokim opanowaniu wewnętrznym był w stanie nagrać), warto, a podpowiem tylko, że wokal był… męski

2. zaprzestanie pisania smutnych wierszy i piosenek o niespełnionej miłości (to do mnie), bo oto najlepszy tekst o takim stanie już powstał (co obwieszczam z jakimś dwumiesięcznym opóźnieniem):


A co jeśli to ja?
Może mnie nie rozpoznałeś?
A co jeśli to ja?
Dźwigam sens, którego łakniesz?
Zagłusza mnie znów miejski gwar, czytaj z ust…
A co jeśli to mnie wyglądałeś?

Jesteś napadem szaleństwa chwilowym,
Co zdarza się w jednej z tych sekund przed snem.
Jesteś wnętrzności rozstrojem
I przykrym migotem zastawek, powieką co drży.
Jesteś tą nutą z najniższych rejestrów,
Co wwierca się w umysł głęboko.
Krwią, co wzburzona z impetem
Uderza potwornym w mej żyły falochron.

A tak na marginesie, od dwóch dni nie włączyłam telewizora, który dotychczas był moim najlepszym nocnym przyjacielem niezawodnym i przyczyny mogą być tylko dwie – albo to dlatego, że nie mam prądu w ścianie najbliżej, a o konstrukcje z kabli się potykam i tego nienawidzę, no albo coś się dzieje… I jeśli to to drugie, to oceniam to jako ogromny postęp. No i zagadałam płaczącego Pepa, a był tysiąc razy lepszy ode mnie.

3

Miało być o obiedzie, nawet z fotkami (łosoś po kataloñsku), ale będzie o teleportacji, tak zresztą przydatnej, gdy chce się wyskoczyć na obiad trzy dni w przód, dwa dni w tył lub spotkać się ponad strefami czasowymi, ewentualnie przeteleportować jakieś konkretne obiadowe elementy.  Takie eksperymenty na ludziach to już zjawisko dość powszechne, dlaczego więc nie można by przekazać z kabiny A w punkcie A do kabiny B w punkcie B gorącego łososia z sosem majonezowo-czosnkowym (i nie chodzi tu o zamawianie dania z dostawą, bo tu jednak przekaz trwa jakąś godzinę i łosoś przybywa zimny)?

Wszystko by było, gdyby nie to, że te wyjątkowe i indywidualne przemyślenia oparte na „Déjà Vu” Tonego Scotta już ktoś dokładnie i wyjątkowo był przemyślał!

Będzie więc tylko Verlaine o déjà vu:

Na ulicy snów, w sercu marzonego miasta,
To będzie tak, jak gdyśmy już raz coś przeżyli:
Mglistość i wyrazistość tej jedynej chwili…
O, to słońce wschodzące, co nad mgły wyrasta!
O, ten krzyk ponad morzem, to wołanie w borach!
To będzie, jak gdy nie zna się przyczyn ni celu:
Dusza budzi się z wolna po wędrówkach wielu:
Rzeczy bardziej te same będą, niźli wczoraj
Na tej, ulicy, w mieście tych marzeń zaklętych,
Gdzie w zmierzchu mleć się będzie gigue na
katarynkach,
Gdzie na szynkwasach koty rozsiądą się w szynkach
I będą defilować bandy orkiestr dętych.
To będzie, jakbyś umrzeć miał – nieodwołalne:
Słodkie łzy spływające łagadnie po twarzy,
Śmiechy łkające w kół turkocie i rozgwarze,
Ku śmierci, by nadeszła, wezwania błagalne,
Przebrzmiałe słowa jak uwiędłych kwiatów smutek!
Czasem buchnie gwar ostry zabawy ludowej,
A w miedzianyml otoku swych czół chłopki-wdowy
Będą się przedzierały przez tłum prostytutek,
Co włóczą się w kompanii staruchów bezbrwistych
I obleśnych smarkaczy, w dobrej komitywie,
Gdy o dwa kroki, cuchnąc moczem obrzydliwie,
Festyn od fajerwerków drżeć będzie rzęsistych.
To będzie jak gdy człowiek śni, i gdy na poły
Budzi się, i zasypia, i za każdym razem
Śni mu się baśń ta sama z tym samym obrazem,
Latem, w trawie, w tęczowych graniach lotu pszczoły

2

♣♥♦

strawberry swing

nic jeszcze nie wiem o prawie blogowo-prasowym i autorskim, wypowiem się więc w naturalny dla mnie sposób

She said call me now baby, and I’d come a running.
She said call me now baby, and I’d come a running.
If you’d call me now, baby then I’d come a running.

I’m on call, to be there.
One and all, to be there.
And When I fall, to pieces.
Lord you know, I’ll be there waiting.

To be there.
To be there.

1a

żeby nie było, zdeklaruję się co do Alchemika i siebie, gdyby ktoś to jednak przypadkiem czytał, jedyny ideologicznie odpowiadający mi fragment:

Kiedy jem, nie zajmuje mnie nic poza jedzeniem. Kiedy idę, to idę, i tyle. A jeśli przyjdzie mi walczyć, jeden dzień nie będzie lepszy od drugiego, by umrzeć. Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic więcej. Jeśli kiedyś uda ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem. Zrozumiesz, że tak jak pustynia tętni życiem, tak jak niebo jest pełne gwiazd, tak wojownicy walczą, bo jest to nieodłącznie wpisane w człowieczą dolę. I wtedy twoje życie stanie się świętem, wielkim widowiskiem, ponieważ będzie tą chwilą, którą żyjesz, żadną inną.

1

oczywiście pierwszym, co chciałam zrobić, było wstawienie filmu z yt, jednakże nie opanowałam jeszcze tej – zapewne banalnej – czynności, a więc – w zamian za pierwszy cover z live lounge – będzie cytat:

Pamiętaj, że wszystko jest jednym. Pamiętaj o języku znaków. Ale nade wszystko pamiętaj, że musisz iść do kresu swojej własnej legendy.

Joseph Guardiola
FC Barcelona (w przerwie meczu Chelsea – Barcelona na Stamford Bridge)