Z uwagi na fakt, iż nie wszyscy czytelnicy współtworzący tego bloga lubują się w koncertach (a jeślibym chciała w przyszłości pobierać drobne/słone opłaty za czytanie, to muszę przecież dbać o poprawność światopoglądową i zadowolenie;)), odpuszczę sobie rozwodzenie się nad charyzmą Nosowskiej i znakomitością nowych aranżacji, setlistą i publicznością, a za to wystosuję dwa ogólne niedzielne pokoncertowe zalecenia:
1. przeszukanie zasobów sieci w celu odnalezienia filmiku z wczorajszego wykonania „Wczesnej jesieni” (może ktoś o wysokim opanowaniu wewnętrznym był w stanie nagrać), warto, a podpowiem tylko, że wokal był… męski
2. zaprzestanie pisania smutnych wierszy i piosenek o niespełnionej miłości (to do mnie), bo oto najlepszy tekst o takim stanie już powstał (co obwieszczam z jakimś dwumiesięcznym opóźnieniem):
…
A co jeśli to ja?
Może mnie nie rozpoznałeś?
A co jeśli to ja?
Dźwigam sens, którego łakniesz?
Zagłusza mnie znów miejski gwar, czytaj z ust…
A co jeśli to mnie wyglądałeś?Jesteś napadem szaleństwa chwilowym,
Co zdarza się w jednej z tych sekund przed snem.
Jesteś wnętrzności rozstrojem
I przykrym migotem zastawek, powieką co drży.
Jesteś tą nutą z najniższych rejestrów,
Co wwierca się w umysł głęboko.
Krwią, co wzburzona z impetem
Uderza potwornym w mej żyły falochron.
A tak na marginesie, od dwóch dni nie włączyłam telewizora, który dotychczas był moim najlepszym nocnym przyjacielem niezawodnym i przyczyny mogą być tylko dwie – albo to dlatego, że nie mam prądu w ścianie najbliżej, a o konstrukcje z kabli się potykam i tego nienawidzę, no albo coś się dzieje… I jeśli to to drugie, to oceniam to jako ogromny postęp. No i zagadałam płaczącego Pepa, a był tysiąc razy lepszy ode mnie.