Zastanawiałam się dzisiaj, kto powinien wręczyć zwyczajowy bukiet od blondynki. Ja miałabym największą ochotę na kwiaty od Harvey’a a [harweja, ale może jednak harwiego?] Spectera i Mike’a Rossa (koneicznie „i”, nie „lub”), bo aktualnie są na mojej shortliście, ale uznałam, że tym razem potrzeba rozmachu i fantazji. A właściwie dowodów na istnienie mężczyzn z rozmachem i fantazją. I przypomniałam sobie taką scenę:
Do tych kwiatów od Leo dołączam stosowne życzenia, a że raz już dostałam 101 tulipanów, więc wnioskuję, że nie jest to takie nierealne.
Harwi, Kluni, Runi, Britni? Wydaje mi się że robisz to źle.
Daj kamienja!
Dobra, dobra, publiczne wytykanie błędów. Na szczęście, że publika wynosi Ciebie i mnie, to damy sobie po razie i będzie. Kamienjem!
Myślałem że dowiem się od ciebie dlaczego Kluni, Runi, Britni się nie przyjęło. Szczególnie jak komentator powie Runi to sądząc po reakcjach w internecie jest to zbrodnia.
Właściwie po obejrzeniu dwóch sezonów powiedziałabym Harwi, a nie Harwej, to tym bardziej zrobiłam to źle. Ale sądząc po wariantach wymowy Beyoncé, to jest strasznie skomplikowane.