Archiwum miesiąca: grudzień 2009

głos adwokata

„Ty się bronisz jak Boruc na Euro!”
i jak tu wytłumaczyć, że nie lubię niespodzianek, megafonów i romantycznych hitów z satelity? Tyle razy dziś powiedziałam „nie”, że chyba więcej niż przez cały rok! Jeszcze trochę i ewoluuję do szczytu jadowitej żmii. W Australii mają już dawno Nowy Rok, ale jeszcze nie żyję tamtymi realiami i zupełnie o tym zapomniałam.

OŚWIADCZENIE

W związku z licznymi zapytaniami odnośnie dzisiejszego wieczoru, jego celebracji i mojego w niej udziału/nieudziału zdecydowałam się wystosować oficjalne oświadczenie w sprawie 31. grudnia roku pańskiego 2009, czyli wigilii Nowego Roku, zwanej potocznie Sylwestrem. Publikuję je stosunkowo wcześnie, żebyście mogli się z nim zapoznać podczas kręcenia włosów w loki, upinania koków, chłodzenia szampana lub przeglądania szafy, ewentualnie internetu. Aby nadać sprawie godny i podniosły ton, w moim imieniu wystąpi rzecznik prasowy, którego zatrudniłam specjalnie na tę okazję, pozbywając się tym samym połowy oszczędności zbieranych na choćby przyzwoite życie w roku 2010. Proszę więc o baczność, uwagę i fokus!

Czytaj dalej

motywacja

wpadając w poślizg powinnam myśleć: „matko, żeby tylko nic mi się nie stało!” lub ewentualnie „nie hamuj, idiotko!”, tymczasem myślę „k****, ale będzie obciach!” Niezawodna motywacja ;)

Bez niego dzień jak noc i szczęście traci moc…

Zaczęło się – dzień, może dwa dni temu – od kobiecego zazdrośniutkiego focha o… uroczy blond loczek. Bo że ona (Ona!) ma, że się podoba, że tak miło się patrzy… A przecież ja też mam! Rano widziałam go w lustrze, nie mogłam się z nim uporać, bo kręcił się niesfornie tuż nad prawym uchem, co raz to przegrywałam z nim walkę o ugrzecznienie, wyprostowanie i odkręcenie. Nie pomagały wsuwki, spinki ani perswazja słowna z użyciem wulgaryzmów. Bo ja przecież myślałam, że loczek blond nie będzie się podobał! Zakupiony został więc szampon z założenia prostujący włosy w bambusowe pręty, w ulubionym fioletowym (bambusowym?) kolorze, jako narzędzie służące do zlikwidowania oraz utylizacji loczka, no bo czy to w moim stylu mieć frywolny uroczy kosmyk!? Czy takiej niezdolnej jak ja przystoi afiszowanie się z kobiecością w postaci blond loczka?! No nie! Szampon w promocyjnym opakowaniu miał dawać satysfakcję przez miesiąc, budując wizerunek zimnej i żmijowatej. Jednak (o losie!) nie zamienił loczka w bambusa! On się pokręcił, spryciarz, i postanowił istnieć wbrew wszystkim zasadom, prostownicom i środkom pielęgnacji do włosów niesfornych!
Ten loczkowy podwójny foch uparcie pragnęłam zwizualizować, kojarząc minę z tą:

co w wolnym tłumaczeniu oznaczać miało: „Jak ja nie cierpię loczków! Zwłaszcza cudzych!”

A że ja nie jestem za bardzo układna, a przy tym wielce honorowa, to – skoro jej loczek i tak podoba się bardziej – postanowiłam podjąć w tej sprawie arcyradykalne działania, myśląc, że nie będzie loczka, to nie będzie zazdrosnych foszków, będzie klops i trudno, przecież i tak był gorszy! Ba! Jego istnienie nie zostało nawet zauważone! Jakąś godzinę temu mój uroczy blond loczek, jak mi się zdaje, ostatecznie, dzięki wprawnym dłoniom z nożyczkami oraz instrumentem do degażowania, przestał więc istnieć. Rozstałam się z nim nie bez sentymentu, ale też bez szczególnego smutku, bo tu trzeba było przecież pokazać charakter! Dlatego nie było łzawego pożegnania ani pogrzebu loczka w kopercie, którą każda kobieca kobieta schowałaby w swoim pamiętniku na stronie z wpisem z 28. grudnia.

Teraz jednak tak sobie myślę, że ten pokręcony blond kosmyk miał w sobie jakąś tajemną moc, można było nim uwodzić (a nawet i skutecznie być może uwieść), może gdyby go odpowiednio wyeksponować, podkreślić, to stałby się atutem… No cóż, nie zrobiłam mu nawet pamiątkowej fotografii, żeby udowodnić niedowiarkom jego urokliwy charakter i w ogóle jego istnienie. Jestem jednak pewna, że on powróci i wtedy znów stanę przed wyborem, czy uwierzyć słowom →tej piosenki czy obciąć go (z wielkim fochem) nożyczkami przy samej głowie…

szok

Pierwszy raz od półtora roku nie poszłam do pracy w dzień roboczy… szok! jako czynność zastępczą wymyśliłam więc jeden telefon do biura, sprawdzenie służbowej poczty oraz kontrolne przejechanie obok biurowego lokalu. To wszystko chyba na jakiejś tylko półświadomości…
Czy samozdiagnozowanie nałogu to już jakiś krok do wyleczenia? ;)

cz. 1 (odwrażliwianie)

Jako że jedyne skuteczne działanie w moim przypadku to działanie silnie ukierunkowane i na krótkich odcinkach (A->B->C->D, nie zaś A—>D), postanowiłam rozpocząć wyjazdowy (bo gdyby jednak Australia…) proces przygotowawczy od rozpoczęcia terapii mojej nieszczęsnej atawistycznej arachnofobii.
Być może skutkiem ubocznym tego jakże nieprofesjonalnego psychologicznie podejścia do sprawy będzie przeniesienie fobii na ekran laptopa, strach przed włączeniem komputera lub dwutygodniowa bezsenność przy zaświeconym świetle, niemniej trzeba się wreszcie z tym zmierzyć, chociaż jak na razie nie zamierzam ich dotykać, hodować ani też wieszać sobie plakatu nad łóżkiem.

O ile wczoraj nie bardzo mi szło nawet kliknięcie linka do strony z pająkami oraz samo użycie słowa „pająk”, to dziś (no, może trochę zasłaniam oczy dłońmi;)) oglądam i wybieram najlepszego, chociaż już czuję, jak idzie mi po łydce. Ale przecież nie idzie! Idzie!

A. mi nie pomaga, informując precyzyjnie o istnieniu skaczących pająków (! o tym nie chcę na razie słyszeć!), jadowitych pająków, domowych pająków, zjadaniu 10 pająków w czasie snu, pająkach kwietnikach, pająkach kątnikach oraz tych z rodzaju dolomedes:

czy (ulubionych przez wszystkich i jadowitych) meta menardi:

lub jakichś tam gryzieli, gryzików czy gryzoniów (które nie wiadomo, gdzie mają przód, gdzie tył i nie wiedzieć czemu wyglądają jak mały czołg):

po które nie trzeba jechać aż do Australii, a wystarczy całkiem niedaleko. Nie brzmi to optymistycznie, dopóki były w Australii, to jednak bałam się mniej :) (zasada bezpiecznej odległości;)).  Chyba jednak jestem nieco nienormalna, bo nawet wyszukiwanie pajęczej grafiki w g. mnie paraliżuje, ale – miejmy nadzieję – już niedługo i sama zrobię zdjęcie jakiemuś uroczemu Spiny, Flower czy Sac.

ps. Jeśli będzie mi gorzej, a moja wola walki osłabnie, to będę musiała skasować tę notkę i to będzie znak, że wciąż jestem w punkcie A.